Przez intensywne zwiedzanie, które zdominowało pierwsze półtora tygodnia, nie mam już pomysłów na to, co jeszcze można w Hangzhou zrobić/zobaczyć. Z Jaime i Ianem zaczynamy już krążyć po tak egzotycznych atrakcjach jak Źródło Skaczącego Tygrysa, ponoć dające najlepszą wodę w okolicy. Nie mówię, że mi się nie podobało, leży w ładnej okolicy, obudowane klasycznymi chińskimi pawilonami (choć ustawione w pobliżu metrowy czajnik i gipsowy tygrys nadają im lekko odpustowy klimat) i w ogóle, ale w porównaniu z poprzednimi miejscami które odwiedzaliśmy jest, powiedzmy, nieco mniej spektakularne.
Oczywiście, Hangzhou to duże miasto i pewnie sporo jeszcze się tu znajdzie, wystarczy poszukać. Z drugiej strony – więcej popołudni spędzonych w akademiku to więcej czasu na naukę, a że styl prowadzenia zajęć nowej nauczycielki wymaga dużo porządniejszego przygotowania, to się nawet dobrze składa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz