Przedwczoraj o dwunastej opuściliśmy Filadelfię wynajętym Chevroletem Aveo. Od tego czasu pokonaliśmy 1050 mil, przejechaliśmy siedem stanów i chyba wjechaliśmy już do innej strefy klimatycznej.
Wczoraj (5 sierpnia) zatrzymaliśmy się w Charleston w Karolinie Południowej - południowym miasteczku pełnym starych domów zamienionych na sklepy i restauracje, turystów oraz wożących ich dorożek - oraz Savannah w Georgii, południowym miasteczku pełnym starych domów z których tylko niektóre zamieniono na sklepy i restauracje, turystów, wożących ich dorożek oraz studentów i dziwnych ludzi. Jednym z nich był nasz gospodarz, Chris. Przyjął nas w swoim apartamencie, mieszczącym się w 120-letnim domu w historycznej części miasteczka, oprowadził po okolicy, opowiedział o historii tego miejsca i zamieszkujących go ludziach (m.in. o bohaterach książki i filmu "Północ w ogrodzie dobra i zła"). No i postawił nam kolację w, jak to określił, "hipstersko-meksykańskiej" knajpie. Nigdy wcześniej nie jadłem krewetek z fasolą zapakowanych w burrito.
Dzisiaj wjechaliśmy na Florydę. Po drodze zatrzymaliśmy się w St. Augustine, miasteczku założonym przez Hiszpanów w pierwszej połowie szesnastego wieku, ale do tego stopnia zamienionym w szopkę dla turystów, że aż nam było przykro. Nocujemy w motelu gdzieś między Orlando i Przylądkiem Canaveral. Jutro - i przez najbliższe parę dni - Miami i okolice.
Wczoraj (5 sierpnia) zatrzymaliśmy się w Charleston w Karolinie Południowej - południowym miasteczku pełnym starych domów zamienionych na sklepy i restauracje, turystów oraz wożących ich dorożek - oraz Savannah w Georgii, południowym miasteczku pełnym starych domów z których tylko niektóre zamieniono na sklepy i restauracje, turystów, wożących ich dorożek oraz studentów i dziwnych ludzi. Jednym z nich był nasz gospodarz, Chris. Przyjął nas w swoim apartamencie, mieszczącym się w 120-letnim domu w historycznej części miasteczka, oprowadził po okolicy, opowiedział o historii tego miejsca i zamieszkujących go ludziach (m.in. o bohaterach książki i filmu "Północ w ogrodzie dobra i zła"). No i postawił nam kolację w, jak to określił, "hipstersko-meksykańskiej" knajpie. Nigdy wcześniej nie jadłem krewetek z fasolą zapakowanych w burrito.
Dzisiaj wjechaliśmy na Florydę. Po drodze zatrzymaliśmy się w St. Augustine, miasteczku założonym przez Hiszpanów w pierwszej połowie szesnastego wieku, ale do tego stopnia zamienionym w szopkę dla turystów, że aż nam było przykro. Nocujemy w motelu gdzieś między Orlando i Przylądkiem Canaveral. Jutro - i przez najbliższe parę dni - Miami i okolice.
Nasz Pawełek
(Aveo - Aweło - Pawełek)
Charleston:
Savannah:
Fauna Florydy, cz. 1:
Pierwszy tysiąc.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz