Spędziliśmy tu dwa dni - głównie przemierzając na piechotę centrum i historyczną część miasta. Jak to ujął nasz gospodarz, Ian* - "zachodnia Filadelfia to zła część miasta, lepiej nie zapuszczać się również za daleko na północ. Na południe też nie." A od wschodu jest rzeka.
A jutro bierzemy samochód, uczymy się obsługiwać automatyczną skrzynię biegów i jedziemy na południe.
*- wspominany już na blogu, poznaliśmy się w zeszłym roku w Hangzhou.
Oko w oko z Benjaminem Franklinem.
Independence Hall, gdzie napisano Deklarację Niepodległości.
Gigantyczna, pokrywająca cały budynek mozaika
jakiegoś szalonego artysty.
jakiegoś szalonego artysty.
Bez tytułu (autoportret).
Loża masonów, vis a vis ratusza.
A to ratusz właśnie.
Tradycyjny filadelfijski cheese steak.
Samo zdrowie.
1 komentarz:
"Autoportret" jest od dziś moim ulubionym tworem artystycznym ;) To pisałam ja, Anita
Prześlij komentarz