środa, 15 sierpnia 2012

Ostatki

Trzeci i ostatni dzień w Nowym Orleanie minął nam na włóczeniu się po mieście bez konkretnego celu, przyglądaniu się mieszkańcom i przesiąkaniu atmosferą. I deszczem. I voodoo.

Voodoo występuje tu w różnych postaciach - są sklepiki oznaczone mniej lub bardziej mistycznymi symbolami, sprzedające magiczne składniki. Gdzie indziej wśród gadżetów dla turystów są pluszowe laleczki voodoo i plastikowe czaszki. Ale jest też grób Marie Laveau, XIX-wiecznej "królowej voodoo", i drobne dary, składane przy nim przez ludzi liczących na nadnaturalną interwencję.

I jest tutejsze jedzenie. Nie wiem, ile voodoo wymaga jego przygotowanie, ale jest pyszne.


Hipsterskie okulary z wąsem.





Maski karnawałowe.

Koszulki ze wzorami na bazie fleur-de-lis, symbolu Nowego Orleanu.
 


Najciekawsza pozycja w menu: deserowe ciastka z bekonem.
Nie zaryzykowaliśmy.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Chlopaki, a kiedy zawitacie do mnie w Arlington? Tak jak wspomnialem, czekam z kolacja dzis w piatek, pewnie gdzies po 6-tej. Dajcie znac jak najszybciej, dzwoniac najlepiej do domu.

Krzysztof B, Arlington, Virginia