środa, 30 lipca 2008

Posłowie

Wróciłem. Podróż - kiedy tylko zakończył się jej chiński etap - upłynęła bez przygód, czytaj - była nudna. Dziesięć godzin z Pekinu do Wiednia, szybka przesiadka, godzinka w powietrzu i już byłem na Okęciu.

Etap chiński wart jest jeszcze paru słów. Wraz z nadchodzącą Olimpiadą mnożą się reguły. Trzy tygodnie temu mogłem kupić bilet i wsiąść do autokaru jadącego z Tianjinu na pekińskie lotnisko. Przedwczoraj wycofano mnie z autokaru bo na zakupiony bilet należało jeszcze podstemplować u urzędniku siedzącego na prowizorycznym stanowisku koło kas. Po co? Nie wiem. Niewątpliwie Chińczyk ze stemplem ma dzięki temu zatrudnienie i to jedyny cel jaki w tym wszystkim widzę.
Dawno temu, bo jeszcze w sierpniu, kupiłem na Jedwabnym Targu w Pekinie imitację miecza. Od zabawki różni się głównie tym, że tępe ostrze ma mimo wszystko z metalu a nie drewna czy plastiku. Choć nie jest zbyt poręczny to woziłem go ze sobą podczas wszystkich przeprowadzek w Chinach - z Pekinu do Foshan, z Foshan do Shenyangu, z Shenyangu do Tianjinu - i zżyłem na tyle, że postanowiłem zabrać go do Polski.
Oczywiście wyskoczył na monitorze maszyny rentgenowej na dworcu. I chociaż po otworzeniu torby - która szła przecież do luku bagażowego - zapewniałem, że jest "bu zhende" (nieprawdziwy) to i tak po okazaniu paszportu powiedziano mi, że miecz będzie miał kierowca autokaru i będę go mógł odebrać dopiero na lotnisku.
Na lotnisku nie miałem z nim żadnych problemów - kontrola przy wejściu sprowadzała się do sprawdzenia, czy na torbie i plecaku nie mam śladów materiałów wybuchowych.
Zanim jednak dotarliśmy na lotnisko nasz autokar był po drodze dwukrotnie kontrolowany przez policję. Za pierwszym razem wylegitymowano wszystkich Chińczyków, wszystkim cudzoziemcom zaś (mi, siedzącemu koło mnie Hindusowi i jakiemuś azjatyckiemu Kanadyjczykowi) kazano wysiąść z autokaru. Jakiś Chińczyk - niewątpliwie wyższy stopniom, bo siedzący pod postawionym na poboczu drogi namiotem, za biurkiem - zerknął na nasze paszporty (czego rzecz jasna nie mogli w autokarze jego podwładni) po czym zapytał dokąd jedziemy.
Dodam, że wyciągnięto nas z autokaru jeżdżącego na trasie Tianjin - lotnisko pekińskie. Nie zatrzymującego się nigdzie po drodze.

Na dodatek wyżej wymieniony Hindus wspomniał mi, że teraz wsiadając do taksówki w Pekinie cudzoziemcy muszą okazywać paszport.
Paranoja.

I tak w ciągu paru ostatnich godzin w Chinach miałem w pigułce prawie wszystko, czego w tym kraju nie lubię...

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

W oczekiwaniu na kolejne wpisy zachęcam do lektury miesiecznika "Podóże".

Anonimowy pisze...

cześć!
Nareszcie znalazłam kogoś kto był w Tianjin i dzieli się swoimi wrażeniami:)
Ja wyjeżdżam na roczny kurs języka (wrzesień) do tego miasta, już z uczelnią wszystko załatwione będzie to TUT jednak uświadamiam sobie, że wyjeżdżam do kraju tak odmiennego kulturowo(nie na wakacje), że wiele może mnie zdziwić!
Mogłabym prosić o wskazówki, przestrogi z Twojej strony, informacje o Tym co Ciebie najbardziej zdziwiło i sprawiło problemy przybywając do Chin?

Z góry dziękuję
Iga

Anonimowy pisze...

I dodam maila jeśli zechciałbyś odpowiedzieć na pytania:)

iiga@o2.pl