czwartek, 17 kwietnia 2008

Aktualności

Po pierwsze - mam internet w pokoju i nową kartę SIM w telefonie.
Mój nowy chiński numer to +8615900240965

Po drugie - w niedzielę Kasia była miła i zrobiła jajecznicę. Żeby nie było, że tylko pasożytowałem wspomnę, że to ja biegałem po jajka na bazar. I cebulę. I pomidory. Napracowałem się.

Po trzecie - również w niedzielę odbyła się druga z cyklu "wizyt u zwykłych Chińczyków". Tym razem grupa wizytująca była większa - oprócz Jenny i mnie była też Lisa, Nate z USA, Kate z Rosji i jeszcze jakaś Chinka. Odwiedziliśmy rodzinę Liu - tym razem niestety wszystko odbyło się absurdalnie sztywno i formalnie. Jenny prosiła, żebyśmy po kolei zadawali pytania, ja miałem "porównać tę rodzinę z rodzinąWang i ocenić, która jest bardziej tradycyjna" itepe, itede, et cetera, deng deng...
W pewnym momencie pochwalono się synkiem grającym na skrzypcach.
Żal młodego, bo widać było, że nie przepada za tym, jak jest wystawiany na pokaz...

Po czwarte - topole rosną na całym kampusie. Biały puch w niewyobrażalnych ilościach wciska się wszędzie.

Po piąte - wczoraj był urodziny Agaty. Odwiedziliśmy ją tuż po północy z tortem. Nie można było zażyczyć sobie lepszego wejścia - zdążyła się już położyć...
Kiedy już się nagadaliśmy i uporaliśmy z tortem trzeba było zrobić przerwę na spanie i obecność na zajęciach. Wznowiliśmy wieczorem, najpierw w restauracji (koreańskiej), potem przenieśliśmy się do baru (koreańskiego).



<- To tylko jeden z wielu podejrzanie egzotycznych drinków które serwowali Agacie znajomi... Po szóste - Państwo Środka uwzięło się na studentów zagranicznych. Mają opuścić Chiny przed olimpiadą, wrócić mogą po paraolimpiadzie. Czemu? "Mogą nie być tu bezpieczni". A jeśli oni mogą nie być tu bezpieczni to może sportowcy i kibice też nie powinni przyjeżdżać? Mniejsza z tym. Samo w sobie to nie byłoby takie złe - i tak chciałem uniknąć olimpijskiego tłoku na lotnisku - ale władze przestały przedłużyć wizy. Po kampusie krąży już niejedna opowieść o takim czy innym, który musi się pakować bo nie dostał nowej wizy. Moja kończy się 30 kwietnia. W poniedziałek uniwersytet (rozmawiający o mnie z urzędem) poinformuje mnie co się ze mną stanie. Alternatywy widzę trzy - dostanę wizę bez problemu, dostanę wizę ale muszę znaleźć najbliższą granicę żeby opuścić kraj i przyjechać ponownie lub, bramka numer trzy, wracam do Polski na majówkę. Pożyjemy - zobaczymy. Dam znać jak tylko czegoś się dowiem.

Po siódme - <- to mój instytut a to -> moje nowe chińskie imię. Wreszcie coś, co brzmi podobnie do "Krzysiek".

Brak komentarzy: