Mój nowy chiński numer to +8615900240965
Po drugie - w niedzielę Kasia była miła i zrobiła jajecznicę. Żeby nie było, że tylko pasożytowałem wspomnę, że to ja biegałem po jajka na bazar. I cebulę. I pomidory. Napracowałem się.
W pewnym momencie pochwalono się synkiem grającym na skrzypcach.
Żal młodego, bo widać było, że nie przepada za tym, jak jest wystawiany na pokaz...
Po czwarte - topole rosną na całym kampusie. Biały puch w niewyobrażalnych ilościach wciska się wszędzie.
Kiedy już się nagadaliśmy i uporaliśmy z
<- To tylko jeden z wielu podejrzanie egzotycznych drinków które serwowali Agacie znajomi... Po szóste - Państwo Środka uwzięło się na studentów zagranicznych. Mają opuścić Chiny przed olimpiadą, wrócić mogą po paraolimpiadzie. Czemu? "Mogą nie być tu bezpieczni". A jeśli oni mogą nie być tu bezpieczni to może sportowcy i kibice też nie powinni przyjeżdżać? Mniejsza z tym. Samo w sobie to nie byłoby takie złe - i tak chciałem uniknąć olimpijskiego tłoku na lotnisku - ale władze przestały przedłużyć wizy. Po kampusie krąży już niejedna opowieść o takim czy innym, który musi się pakować bo nie dostał nowej wizy. Moja kończy się 30 kwietnia. W poniedziałek uniwersytet (rozmawiający o mnie z urzędem) poinformuje mnie co się ze mną stanie. Alternatywy widzę trzy - dostanę wizę bez problemu, dostanę wizę ale muszę znaleźć najbliższą granicę żeby opuścić kraj i przyjechać ponownie lub, bramka numer trzy, wracam do Polski na majówkę. Pożyjemy - zobaczymy. Dam znać jak tylko czegoś się dowiem.
Po siódme - <- to mój instytut a to -> moje nowe chińskie imię. Wreszcie coś, co brzmi podobnie do "Krzysiek".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz