Rankiem odkryłem metodą doświadczalną, że w akademiku nie ma ciepłej wody. Nie był to najmilszy początek dnia, więc potem było już tylko lepiej. Ponoć mam dostać wizę. Uwierzę jak już będzie wklejona w paszporcie ale jutro jadę na policję podpisać co trzeba i - ponownie ponoć - nie będą robić problemów. Miło.
Zwyczajem wyniesionym z podstawówki poczęstowałem swoją klasę ptasim mleczkiem. Zrewanżowali się odśpiewaniem "shengri kuai le" -"happy birthday" po chińsku. Problem w tym tylko, że te słowa zupełnie nie nadają się do tej melodii.
A może to kwestia mojej grupy...
Po południu wybraliśmy się w piątkę do koreańskiej restauracji (dla odmiany) na okazyjny obiad. Metodą improwizacji na stole pojawił się nawet tort ze świeczkami...
Zdjęcie zrobił Neil [mój współlokator].
Przez cały dzień dostawałem życzenia z kraju - czy to składane telefonicznie, czy na Skypie, czy mailem czy przez Grono - za które chciałbym niniejszym jeszcze raz serdecznie podziękować.
Dziękuję :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz