Kiedy wczoraj trochę po ósmej rano zjawiłem się pod WalMartem gdzie czekał na mnie mikrobus (dbają o zagranicznych statystów, a co!) byłem przygotowany na cały dzień siedzenia w kawiarni/restauracji - miałem książkę, chińskie rozmówki do nauki a nawet czysty zeszyt na wypadek nagłego ataku weny.
Wyobraźcie więc sobie moje zdumienie kiedy poinformowano mnie, że tym razem mam prawdziwą, gadaną rolę! Najpierw powiedziano mi, że będę grał lekarza. Nie rozumiałem, dlaczego kostiumolog zamiast białego płaszcza dał mi skórzane buty, kraciastą koszulę i marynarkę, to jednak wyjaśniło się kiedy dostałem scenariusz. Pies pogryzł burmistrza, jest rozprawa w sądzie a mój chirurg, jako, że zszywał burmistrza - zeznaje.
Scenariusz był w dwóch językach - po chińsku i w chingliszu ->
Nawet moje frenetyczne poprawki niewiele dały, ostatecznie improwizowałem połowę kwestii... co i tak nie ma wielkiego znaczenia - wszystko, co nakręcono po angielsku będzie zdubbingowane...
Żeby było jeszcze zabawniej adwokata właściciela psa grał Chińczyk wypowiadający swoje kwestie po kantońsku, na co ja odpowiadałem po angielsku. Tyle tylko, że nie znając języka na początku nie miałem pojęcia, czy już skończył i teraz jest moja kolej czy też może po prostu robi dramatyczną pauzę.
Na początku - przy piątej powtórce wszystko szło już w miarę płynnie. Cieszę się przynajmniej, że ani jedna z powtórek nie była konieczna z mojej winy. Kiedy kręcono moje sceny wręczyłem swój aparat Sissie. Zrobiła kilkadziesiąt zdjęć - z czego może pięć jest ostrych...
No trudno. Oto jedno z nich:
4 komentarze:
nie no w tej marynarce to wyglądasz zawodowo :D ale jazda
M
Teraz poszukaj jeszcze planu w Pekinie i zaczynaj karierę. Swoją drogą: scenariusz to coś pięknego.
A w marynarce to nie jordańczyk?
Scenariusz zachowałem, przywiozę do Polski jeśli się po drodze nie zgubi. Na wszelki wypadek zrobię zdjęcie każdej strony z osobna chociaż teraz jest pomazany moimi poprawkami (po prawdzie niewiele lepszymi...) no ale zawsze coś.
Prześlij komentarz