Dzisiaj obejrzeliśmy pocztówkowy Nowy Jork w pigułce - popłynęliśmy na Liberty Island pod Statuę Wolności, zwiedziliśmy halę na Ellis Island w której niegdyś decydowały się losy imigrantów, obejrzeliśmy Most Brookliński... Nie trzeba jechać do Nowego Jorku, by wiedzieć, jak to wszystko wygląda, Statua Wolności widziana na własne oczy wygląda dokładnie tak samo jak na zdjęciu.
To, co nie trafia na pocztówki, to kolejki, w których trzeba odczekać swoje by się gdziekolwiek dostać. W kolejce do promu na Liberty Island trzeba stać przez godzinę. Dookoła kolejki tworzy się mały rynek handlowo-usługowy - ktoś sprzedaje czekającym wodę, ktoś mniej lub bardziej udanie gra na różnych instrumentach... Po jakichś czterdziestu minutach trzeba przejść przez kontrolę jak na lotnisku. A po południu trzeba to powtórzyć w kolejce do 9/11 Memorial - parku powstałego w miejsce zburzonych wież WTC. Tu na dodatek trzeba pięć razy pokazywać bilet. Mogę się tylko domyślać, jak to ostatnie ma służyć bezpieczeństwu... z drugiej strony to zrozumiałe, że w tym miejscu są na tym punkcie przeczuleni.
Po dwóch dniach znamy właściwie tylko wycinek Manhattanu. Trzeba zintensyfikować zwiedzanie. Jutro - Brooklyn.
Pasażerowie czekający na peronie metra.
U-S-A! U-S-A!
Ot, pocztówka.
Proszę bardzo.
Do góry pnie się nowe WTC.
Chwila na relaks.
I jeszcze jedna pocztówka.
2 komentarze:
Kuba pyta czy w Stanach sprzedają zapiekanki. Bardzo go to nurtuje!
Widziałem bajgle, precle, hot dogi, pretzel dogi, hot sausages, falafele i parę rzeczy, których nazw nie pamiętam, ale zapiekanek jeszcze nie widziałem.
Prześlij komentarz