poniedziałek, 23 lipca 2012

D-Day

Desant powietrzny na Nowy Jork zakończył się pełnym sukcesem, tzn. wylądowaliśmy. Z lotniska odebrali nas Marek (znajomy ojca Kamila) i Roman (jego przyjaciel). W domu Marka, w którym zamieszkaliśmy, poznaliśmy ich żony i zostaliśmy poczęstowani obfitą amerykańską kolacją, zakrapianą winem i nie tylko. A że było bardzo miło i się świetnie bawiliśmy, poszliśmy spać koło drugiej w nocy.

Jet-lag, słońce i klimatyzowane wnętrza tworzą zabójczą mieszankę, która dała nam się po południu we znaki. Nie było to wielkim problemem, ponieważ plan na dzisiaj zakładał przede wszystkim aklimatyzację i odebranie tygodniowych wejściówek do ponad 70 nowojorskich atrakcji. A że odbiera się je w pobliżu Times Square, to nogi same poniosły. Sznur turystów ciągnących w tę samą stronę też pomógł. Z Times Square krokiem konika szachowego ruszyliśmy w stronę Central Parku, skręcając w ulice i aleje (biegnące odpowiednio, jak powszechnie wiadomo, ze wschodu na zachód i z południa na północ), które wydawały nam się malownicze. Zobaczyliśmy skrawek Central Parku i zapakowaliśmy się z powrotem do metra, na więcej nie starczyło już sił. A może i by starczyło, ale jutro bylibyśmy nie do życia.

I to była pierwsza doba w Nowym Jorku. Mam nadzieję, że jutro będę miał zapał do napisania czegoś dłuższego. Może nawet ciekawszego, niczego nie obiecuję.


Fragmencik Piątej Alei, jeśli mnie pamięć nie myli.

Tzw. owcza łąka w Central Parku.

A to Times Square właśnie.

1 komentarz:

Lukasz pisze...

wrzuć jakieś zdjęcie z Tobą, już zapomnieliśmy jak wyglądasz :)
Łukasz