Wczoraj krążyliśmy po muzeach (Metropolitan i Guggenheima [<-]), wjeżdżaliśmy na najwyższe budynki Manhattanu, oglądaliśmy Batmana (też wyczyn), a przede wszystkim biegaliśmy od jednego punktu do drugiego i staliśmy w kolejkach, by się gdziekolwiek dostać.
Dzisiaj za to obejrzeliśmy lotniskowiec Intrepid wraz z zaparkowanym na nim wahadłowcem Enterprise i dwoma polskimi MiGami a potem przepłynęliśmy wodną taksówką króciutki odcinek rzeki Hudson.
Nowy Jork widziany z Rockefeller Center...
...i z Empire State Building, 10 godzin później.
Dawniej USS Intrepid, obecnie - muzeum.
Enterprise - prototyp Columbii, Challengera i reszty.
"A gift from the Polish people to the Museum..."
Choć odfajkowujemy kolejne pozycje z listy "do zwiedzenia", oglądanie Nowego Jorku to przede wszystkim obserwowanie ludzi - współpasażerów w metrze, tłumów na ulicach, w których wyłapujemy innych turystów (to ci, co zadzierają głowy do góry i pokazują palcami), czy wyróżniających się jednostek, jak pan który reklamował powieść o nawróceniu się diabła (tytułu nie pomnę)...
...inny pan, który bardzo chciał, żeby ktoś zagrał z nim w szachy...
...czy kobieta z Południa, która opowiadała całemu wagonowi metra jak ją okradziono w kościele, cytując Biblię i ściskając pod pachą pluszowego husky. (obrazka brak) Tutejsi nawet nie zwracają na takie rzeczy uwagi - zwłaszcza w metrze.
Drobny szok kulturowy czekał nas również w kinie, z uwagi na nienumerowane miejsca, a co za tym idzie - konieczność, by zjawić się na sali 20 minut przed rozpoczęciem seansu. A co za tym idzie - przymusowe oglądanie reklam przez 20 minut, przed dwudziestoma minutami zwiastunów będących częścią seansu.
Wychodząc z kina mijaliśmy zaparkowany przed wejściem radiowóz i opierających się o niego policjantów. Trudno powiedzieć, czy po wydarzeniach z Kolorado obstawiają każdy seans Batmana, a nie wypadało zapytać.
A skoro zeszło na temat szoku kulturowego - oto deser lodowy w lokalu sieci Ben&Jerry's:
To lody o smaku "Americone Dream" (wanilia i jakieś ciasteczka) na plasterkach banana, polane sosem karmelowym, obudowane bitą śmietaną i posypane gumowymi misiami. Zupełnie, jakby ktoś pozwolił pięciolatkowi wymyślić, co zje na kolację.
Ale jakie to amerykańskie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz