piątek, 10 lipca 2009

Lantau i Cheung Chau

Ronn wyszedł do pracy koło ósmej (zgaduję), my wstaliśmy po jedenastej. Osobiście winię jet-lag.
Popłynęliśmy promem z Hung Hom - najbliższej przystani - do Central, gdzie złapaliśmy prom na Lantau, największą z wysp wchodzących w skład Specjalnej Strefy Administracyjnej Hong Kongu.

Płynąc do Central widzieliśmy to. ->
Pisałem już, że nigdy mi się nie nudzi?

Lantau to wyspa z wielkim posągiem Buddy na której wynudziłem się z Kubą kiedy byliśmy tu w styczniu zeszłego roku. Przy tej pogodzie (przy okazji, Ronn mówił, że dziś był najcieplejszy dzień w tym roku w HK) wygląda jednak dużo ładniej i samo łażenie szlakiem turystycznym było całkiem przyjemne.

Zanim jednak znaleźliśmy się na szlaku podjechaliśmy autobusem do wielkiego Buddy, wspięliśmy się do jego stóp i podziwialiśmy panoramę. ->






Jest naprawdę duży ->
Jeszcze trzydzieści siedem lat i będzie go można wpisać w rejestr zabytków. Oficjalne otwarcie miało miejsce 10 września 1996 roku. Teraz zbierane sądatki na budowę "Pałącu 10 000 Buddów" u jego stóp. Żeby nie było, że starochiński pałac zostanie wybudowany od podstaw w XXI wieku w jego skład wejdzie pobliski klasztor Po Lin. Parę ze starszych jego budowli pochodzi z 1924 roku. Jedliśmy tam tradycyjne ciasteczka ryżowe. 3 sztuki za 10 dolarów. Nie jestem pewien, na ile tradycyjnym chińskim deserem jest ciastko z bitą śmietaną i owocami ale nie narzekałem.

Z klasztoru Po Lin ruszyliśmy szlakiem turystycznym który miał nas zabrać do osiedla Tung Chung na północy wyspy. Po drodze chcieliśmy obejrzeć dwa inne klasztory i pozostałości brytyjskiego fortu ale nie wszystko poszło tak jak miało. Po pierwsze przejście sześciu i pół kilometra zajęło nam dużo więcej niż planowaliśmy. Po drugie nie trafiliśmy na żaden ślad brytyjskiego fortu. Po trzecie wreszcie drugi z klasztorów był zamknięty.
Do pierwszego weszliśmy od zaplecza. Jakiś mnich pracował w ogródku, inny wieszał pranie. Po nawiązaniu kontaktu wzrokowego uśmiechali się i wracali do pracy. Chciałem porobić im zdjęcia ale trochę głupio się czułem, więc ruszyliśmy dalej.

Przez całą drogę towarzyszyła nam miejscowa fauna. Przerażająco głośne i brzydkie cykady, wcale ładne motyle - niektóre niemal tak duże jak moja dłoń - i mnóstwa sporych pająków. Na szczęście nie tkały sieci w poprzek drogi bo mógłbym spanikować.

Były naprawdę duże.

Na przedmieściach Tung Chung złapaliśmy autobus i wróciliśmy do Mui Wo, głównej przystani Lantau. Stamtąd popłynęliśmy na małą wysepkę Cheung Chau, słynne gniazdo piratów z okresu, kiedy na statki wypływające z Hong Kongu i Makau - dwóch bram do Chin - warto było napadać.

Chcieliśmy obejrzeć jaskinię w której słynny pirat Cheung Po Tsai miał w początkach XIX wieku ukryć swój skarb i pójść na plażę (my chcieliśmy pójść na plażę, nie pirat) ale kiedy wstaliśmy od zjedzonego w porcie obiadu słońce zdążyło już zajść. Pokręciliśmy się po głównym osiedlu Cheung Chau szukając właściwej drogi (czyt. zgubiliśmy się), wreszcie stwierdziliśmy, że chodzenie dla samego chodzenia nam wystarczy i wróciliśmy na przystań.

Jutro chcemy połazić po samym Hong Kongu.

2 komentarze:

FAN pisze...

Mam pytanie, czy Hong Kong jest zupelnie inny od polnocnej czesci Chin? Bylam przez kilka miesiecy w Shenyang zima i jakos najdalej na poludnie udalo mi sie zwiedzic tylko Hangzhou i Shanghai. Bardzo jestem ciekawa jak Hong Kong sie prezentuje

qulka pisze...

ale rrrrooobactwoooo - fu!

kiedy jedziesz na t?
o ktorej ladujesz w w-wie?

(mozna skladać zamowienia? bo ja chcialam prosic o wieksza porcje zdjec, kkk~~)