wtorek, 2 sierpnia 2011

Dzień 33. Drugi rzut oka na Suzhou

Kiedy Marco Polo odwiedzał tę okolicę, Chińczycy mieli takie powiedzenie: „na górze jest Niebo, na dole – Suzhou i Hangzhou”. Mogę się zgodzić z częścią dotyczącą Hangzhou, ale Suzhou? Od czasów Marco Polo sporo się zmieniło, miasto się potwornie rozrosło i niegdysiejsza „Wenecja Wschodu” została przykryta szkaradną, bezkształtną, betonową masą i nijak nie zasługuje już na to miano.

(Z drugiej strony w oryginalnej Wenecji byłem mając siedem lat, więc może trochę ją teraz idealizuję.)

Tyle na pierwszy rzut oka.

Na drugi rzut oka betonowa masa nadal tam jest, ale jeśli dobrze poszukać, można znaleźć przebłyski starego Suzhou. Miasto w dalszym ciągu słynie ze swoich ogrodów (niektóre założono ponad tysiąc lat temu), ale stare Suzhou nie ogranicza się wyłącznie do nich. Szeregi małych, białych domków ciągnące się wzdłuż krzyżujących się kanałów robią wrażenie, nawet jeśli najstarsza uliczka w mieście została przerobiona na pułapkę dla turystów. Przynajmniej jest w miarę gustowną pułapką – w starych budynkach mieszczą się herbaciarnie, kawiarnie, sklepiki z mniej lub bardziej dizajnerskimi ciuchami i minigalerie sztuki, ale całość wygląda całkiem zgrabnie. Zresztą po drugiej stronie kanału identyczne budynki są nadal zamieszkałe, a ludzie robią pranie w kanale. Razem daje to, jakby to ująć… niepowtarzalnie chiński efekt.

Drugim plusem Suzhou jest to, że zieleń nie ogranicza się do ogrodów. Nad kanałami zwieszają się kwitnące drzewa, jest kilka parków – nie jest to Hangzhou, ale trochę zieleni jest.

Trzecim plusem – i to mi się bardzo podoba – są starania, by miasto zachowało swój charakter. Nowe budynki projektowane są tak, by wtapiały się w okolicę, a przynajmniej nie odcinały boleśnie na jej tle. Koło jednego z parków wznosi się kompleks wielogwiazdkowego hotelu – najwyższy budynek ma może trzy piętra, wszystkie mają białe ściany i spadziste dachy przykryte czarnymi dachówkami. Wtapiają się. Nowy budynek muzeum Suzhou, mimo nowoczesnej bryły, jest w czerni i bieli, tak, że tworzy jednolitą całość z okolicą. To jest fajne.

Niestety, na każdy budynek który współgra z okolicą przypada pięć takich, które pasują do niej jak pięść do nosa. Do tego należy dodać, że fajne, zielono-biało-czarne fragmenty miasta to wysepki w morzu wyżej wzmiankowanej brzydoty. Innymi słowy – Suzhou ma swoje uroki, ale trzeba się namęczyć, żeby je znaleźć.

Z drugiej strony to, co wartościowe, wymaga wysiłku.

Z trzeciej strony (czyli wracamy do pierwszej strony, o ile mówimy o medalach), nie chciałbym tu mieszkać. A w Hanzghou mógłbym, przynajmniej przez jakiś czas.

___

Zdjęcia z Suzhou!

http://www.filesonic.com/file/1576636034

PS Jest gorąco. Białe wzory na mojej koszulce na ostatnim zdjęciu to nie nadruk, to sól pozostała po odparowaniu potu.

PPS Tak, koszulka ma również zwykły biały nadruk. Wiecie, o co mi chodzi.

Brak komentarzy: