Parę tygodni temu omówiłem poruszanie się po chińskich miastach. Zdarza się jednak, że musimy wybrać się poza miasto. Co wtedy? Cóż, nawet, jeśli nie mamy dostępu do własnego/wynajętego samochodu/motocykla/skutera, pozostaje nam sporo innych możliwości. Kolejność przypadkowa.
Autostop. Mało rozpowszechniony w Chinach. Potencjalny autostopowicz może się poczuć ignorowany przez mijających go kierowców, choć nie będą oni motywowani złośliwością czy obojętnością (czy obojętność może motywować?) – po prostu nie znają autostopu i nie rozpoznają związanych z nim gestów i postaw. Ale wystarczy trochę cierpliwości, samozaparcia i powinno się udać.
Autokary. Najprościej skorzystać z jednej z licznych, dużych linii transportowych. Autokarem można zazwyczaj dojechać do wszystkich istotniejszych punktów prowincji, w której aktualnie się znajdujemy. Autokary kursują również między prowincjami – jednym kursem można pokonać ćwierć Chin.
Poza dużymi liniami są również mniejsze biura podróży, powstałe, jakby to ująć, z prywatnej inicjatywy. Zdarza się, że całe biuro podróży składa się z kierowcy i jego minivana. Zazwyczaj nie kursują dalej niż do sąsiedniej prowincji. Opłata za kurs zazwyczaj może być negocjowana. Komfort jazdy jest niepewny. Może być w porządku – osobowy samochód z klimatyzacją, jak taksówka – ale może też się zdarzyć jazda w fotelu przykręconym w bagażniku, jako siódmy z pięciorga pasażerów na których zarejestrowany jest minivan. Różnie bywa.
Oczywiście, różnie bywa i z komfortem autokarów większych linii. Miękkie i twarde fotele, kuszetki i plastikowe taborety dostawiane w przejściu… wszystko zależy od okoliczności, pokonywanego dystansu, liczby pasażerów, szczęścia, układu gwiazd, widzimisię kierowcy… Różnie bywa.
Z największym komfortem jazdy miałem do czynienia na Tajwanie – pojedyncze fotele, rozkładające się na wszystkie strony, wyposażone w dotykowe ekrany z kilkunastoma filmami do wyboru. I kilkoma programami uruchamiającymi masujące wibracje. (Wracałem obok kierowcy, żeby nie było mi za dobrze.)
Autokary kursują do wszystkich istotniejszych punktów prowincji, do wsi pod miastem można dojechać miejskimi autobusami – ale co, jeśli jesteśmy we wsi, stosunkowo daleko od miasta, i chcemy przejechać do innej wsi? Znowu nie pozostaje nic innego, jak polegać na prywatnej inicjatywie. Na przykład na motocyklistach, którzy biorą pasażerów. W prefekturze Wuyuan nawet dostosowali swoje motocykle, mocując do kierownicy wydłużone ku tyłowi parasole, zapewniające pasażerowi osłonę przez słońcem. Nie będę wchodził w to, jak metalowy pręt przecinający na pół pole widzenia kierowcy wpływa na jego możliwości prowadzenia.
Wady? Oprócz konieczności spędzenia od kilku, do kilkudziesięciu minut za plecami spoconego kierowcy, oraz oprócz tego, że bycie pasażerem motocykla nigdy nie jest szczególnie wygodne – cena. Kilkakrotnie wyższa od ceny pokonania identycznego dystansu autobusem.
Pociągi. Najważniejsze – bilety należy kupować co najmniej z parodniowym wyprzedzeniem. Co prawda poza pierwszym tygodniem października (rocznica proklamacji ChRL, tydzień wolnego dla wszystkich, Chińczycy ruszają zwiedzać) i Nowym Rokiem (chińskim nowym rokiem – Chińczycy ruszają do domów; największa współczesna migracja ludzkości) powinniśmy być w stanie dostać bilet na ostatnią chwilę, ale bilet biletowi nie równy. Chińskie pociągi dzielą się na zwykłe i szybkie. Szybkie – chyba na wzór francuskich TGV – na razie kursują tylko pomiędzy najbardziej rozwiniętymi miastami na wybrzeżu, ale ich sieć rośnie.
Na tym podział biletów się nie kończy. Zwykłe pociągi oferują miejsca w pierwszej i drugiej klasie, a nocne dodają do tego tzw. „miękkie” i „twarde” kuszetki.
Miękka kuszetka – przedziały czteroosobowe, po dwie koje na ścianie (jedna nad drugą).
Twarda kuszetka – wagon bez przedziałów, po trzy koje na ścianie. Od piątej nad ranem oprócz obsługi z wózkami z jedzeniem zaczynają kursować akwizytorzy, sprzedający m.in. plastikowe bączki, które, kręcąc się, puszczają muzykę z wbudowanych głośniczków.
Siedzenia w pierwszej klasie – cztery fotele w rzędzie, po dwa po każdej stronie wagonu. Miękkie, z możliwością odchylenia oparcia. Sprawna klimatyzacja. Bardzo sympatyczne.
Siedzenia w drugiej klasie. Pięć miejsc w rzędzie, trzy z jednej, dwa z drugiej strony wagonu. Każda para rzędów jest zwrócona ku sobie, pasażerów oddzielają niewielkie blaty. Jest ciasno. Siedzenia są twarde. O odchyleniu czegokolwiek nie ma mowy. Współpasażerowie pokładają się na sobie, szukając pozycji, w której będą mogli zasnąć. Do tego nie mają szczególnych oporów przed pluciem na podłogę (o rzucaniu na podłogę łupin pestek słonecznika i innych rzeczy nawet nie ma co wspominać). Akwizytorzy są dodatkowo wyposażeni w przenośne zestawy nagłaśniające, by nikt nie mógł udawać, że nie słyszy, jak sprzedają szczoteczki do zębów o piątej nad ranem.
(Jeśli dramatyzuję, to tylko dlatego, że szesnastogodzinny przejazd z Nanchang do Xiamen spędziłem w takim właśnie wagonie.)
Krótko mówiąc – najlepiej polecieć samolotem.
2 komentarze:
Czuje sie ubozszy przez to, ze pociag mnie (nas) ominal. Mam nadzieje, ze zrobiles jakies zdjecia! 3maj sie cieplo I do zobaczenia!
Kuba
Mam wrażenie, że 2 klasa jest fajniejsza od tlk!
Prześlij komentarz