niedziela, 1 czerwca 2008

Er Tong Jie - dzień dziecka

Tak, Chińczycy również obchodzą dzień dziecka, również pierwszego czerwca. Postanowiłem uczcić to święto pizzą - w Chinach pizzy nie jem ot tak, na co dzień bo jak na chińskie warunki jest koszmarnie droga (czyli kosztuje mniej więcej tyle, co u nas...) - a może nawet kinem.
Wraz z Kostją odwiedziliśmy pobliskie centrum handlowe. W kinie ciągle nie ma Indiany Jonesa, były za to nieinteresujące nas filmy chińskie, japońskie i koreańskie oraz tłumy Chińczyków. W znajdującej się tuż obok pizzerii Mr. Pizza były tylko tłumy Chińczyków.
Przynajmniej obejrzałem tianjiński stadion olimpijski - na nim będą rozgrywać się olimpijskie mecze piłki nożnej. ->

Nie zrażeni tym niepowodzeniem wróciliśmy do akademika, wraz z Dorią (znajoma Chorwatka) i Neilem zamówiliśmy pizzę i obejrzeliśmy "Draculę" Coppoli z muzyką Wojciecha Kilara i błyskotliwą rolą Monici Bellucci jako "Vampire Bride #2".
Każdy jakoś zaczynał.

W sobotę spotkałem się po raz drugi z Feng Wei, znowu pogadaliśmy półtorej godziny po chińsku i angielsku. Miło. Nauczyć to się w ten sposób dużo nie nauczę ale przynajmniej trochę się przełamuję jeśli o mówienie po chińsku chodzi.
Wieczorem zaś obejrzałem "Street Kings", całkiem znośny film sensacyjny w którym niewielką ale istotną rolę gra Hugh "doktor House" Laurie.

Piątkowy wieczór wraz z Dorią i Kostją zaczęliśmy od kolacji w Alibabie, barze zupełnie nieoznakowanym z zewnątrz ale na tyle sympatycznym i popularny, że nawet w Lonely Planet o nim piszą, a skończył w indyjskiej restauracji na sziszy.


"Ho ho ho"



Doria panikuje kiedy ktoś próbuje jej zrobić zdjęcie, musiałem więc improwizować.
Tak po prawdzie to ona akurat źle się czuła i nawet nie spróbowała fajki.
Ja z kolei pewnie długo nie dam się namówić na drugie podejście bo nie wspominam dobrze piątkowego eksperymentu...

Brak komentarzy: