Wraz z Kostją odwiedziliśmy pobliskie centrum handlowe. W kinie ciągle nie ma Indiany Jonesa, były za to nieinteresujące nas filmy chińskie, japońskie i koreańskie oraz tłumy Chińczyków. W znajdującej się tuż obok pizzerii Mr. Pizza były tylko tłumy Chińczyków.
Przynajmniej obejrzałem tianjiński stadion olimpijski - na nim będą rozgrywać się olimpijskie mecze piłki nożnej. ->
Nie zrażeni tym niepowodzeniem wróciliśmy do akademika, wraz z Dorią (znajoma Chorwatka) i Neilem zamówiliśmy pizzę i obejrzeliśmy "Draculę" Coppoli z muzyką Wojciecha Kilara i błyskotliwą rolą Monici Bellucci jako "Vampire Bride #2".
Każdy jakoś zaczynał.
W sobotę spotkałem się po raz drugi z Feng Wei, znowu pogadaliśmy półtorej godziny po chińsku i angielsku. Miło. Nauczyć to się w ten sposób dużo nie nauczę ale przynajmniej trochę się przełamuję jeśli o mówienie po chińsku chodzi.
Wieczorem zaś obejrzałem "Street Kings", całkiem znośny film sensacyjny w którym niewielką ale istotną rolę gra Hugh "doktor House" Laurie.
Piątkowy wieczór wraz z Dorią i Kostją zaczęliśmy od kolacji w Alibabie, barze zupełnie nieoznakowanym z zewnątrz ale na tyle sympatycznym i popularny, że nawet w Lonely Planet o nim piszą, a skończył w indyjskiej restauracji na sziszy.

"Ho ho ho"
Doria panikuje kiedy ktoś próbuje jej zrobić zdjęcie, musiałem więc improwizować.
Tak po prawdzie to ona akurat źle się czuła i nawet nie spróbowała fajki.
Ja z kolei pewnie długo nie dam się namówić na drugie podejście bo nie wspominam dobrze piątkowego eksperymentu...
Doria panikuje kiedy ktoś próbuje jej zrobić zdjęcie, musiałem więc improwizować.
Tak po prawdzie to ona akurat źle się czuła i nawet nie spróbowała fajki.
Ja z kolei pewnie długo nie dam się namówić na drugie podejście bo nie wspominam dobrze piątkowego eksperymentu...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz